Na dachu ukraińskich Karpat
29-08-2013
W drugiej połowie sierpnia, kiedy to lato zaczyna powoli się kończyć, 6 osobowa grupa z Rektorem i Prorektorem ds. studiów PWSZ im. Stanisława Pigonia w Krośnie ruszyła na wyprawę w ukraińskie Karpaty. Wyprawa miała charakter popularno-naukowy i przebiegała wzdłuż budowanego przez PWSZ w Krośnie w partnerstwie z Uniwersytetem Lwowskim szlaku geoturystycznego. Szlak Geo Karpaty jest realizowany w ramach Programu Współpracy Transgranicznej Polska-Białoruś-Ukraina 2007-2013. Uczestnicy zapoznali się z trasą szlaku, jak również z regionem ukraińskich Karpat, przez który przebiega szlak.
Geo – Karpaty to projekt, którego głównym celem jest stworzenie i rozwój międzynarodowego szlaku geoturystycznego. Koncepcja budowy szlaku oparta jest na zasadach zrównoważonego rozwoju turystyki oraz zachowania dziedzictwa przyrodniczego terenu Karpat. Szlak będzie łączył najbardziej interesujące geologiczne obiekty Karpat od Krosna (w Polsce), aż po Czarnohorę (na Ukrainie).
Dzień 1
We wczesnych godzinach porannych ruszamy z Krosna w kierunku wschodnim, mijamy Przemyśl i docieramy na przejście graniczne w Medyce. Odprawa jak na tamtejsze warunki przebiega dość sprawnie. Trasa przebiega szybko nową drogą do Lwowa i dalej do Stryja. Tam już jakość drogi znacznie się pogarsza, co skutkuje powolną jazdą. W godzinach popołudniowych docieramy do Maniawy, gdzie zwiedzamy Skit Maniawski.
Skit Maniawski, wł. monaster Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Maniawie – prawosławny klasztor we wsi Maniawa, znajdujący się współcześnie (2011) w rękach Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego.
Ruszamy w kierunku Nadwórnej a dalej w rozległą dolinę wcinającą się w głąb Gorganów. Po drodze odwiedzamy ruiny zamku w Pniowie. Słoneczne popołudnie przyciągnęło miejscowych do piknikowania wśród ruin. Mieliśmy ochotę wypocząć tam po całej trasie, jednak wiedzieliśmy, że góry na nas czekają.
Ruiny zamku w Pniowie - zachowały się: ruiny murów, baszty oraz brama wjazdowa. Tutejszy pniowski zamek wzniósł w drugiej połowie XVI w. stolnik halicki, Paweł Kuropatwa, jako rezydencję dla swojej rodziny. Zamek, choć nadwątlony przez okolicznych zbójników Hrynia Kardasza w 1621 r., oparł się Kozakom Chmielnickiego w 1648 r. oraz wojskom tureckim w 1676 r. W XVIII w. opuszczony, stopniowo popadł w ruinę. Obecnie pozostałe ruiny zamku ulegają dalszej degradacji, w czerwcu 2010 r. zawaliła się kolejna z baszt kątowych.
Dolina Bystrzycy Nadwórniańskiej prowadzi nas wyżej i wyżej, mijamy kolejne wioski. Stan drogi znacznie się pogarsza. Mamy wrażenie, że się zaraz skończy, a tu przecież do Rafajłowej jeszcze ponad 20 km. Docieramy do Rafajłowej – miejsca, gdzie zostawiamy samochód i z plecakami ruszamy w góry. Zanim wyruszymy, oddajemy cześć poległym Legionistom zapalając znicze na pomniku.
Słońce chyli się ku zachodowi, przepakowujemy plecaki, sprawdzamy czy wszystko mamy: namioty, śpiwory, jedzenie, pojemniki na wodę i ruszamy w kierunku najwyższych szczytów Gorganów. Jesteśmy gotowi na trzydniowe przejście najwyższymi szczytami jednego z najtrudniej dostępnych pasm górskich Ukrainy. Po kilku godzinach marszu zapada zmrok, jednak pełnia pozwala nam maszerować wyżej i wyżej. Odnajdujemy płaską polanę, gdzie rozbijamy namioty. To nasz pierwszy biwak.
Dzień 2
Budzi nas słoneczny poranek, zapowiada się upalny dzień, więc ruszamy dość wcześnie. Wspinamy się coraz wyżej, napotykamy grupę ukraińskich uczniów z opiekunem. Częstują nas słoniną i czosnkiem. Zaskakuje nas ich wyposażenie, opiekun niesie plecak ważący około 35kg.
W godzinach popołudniowych docieramy na Połoninę Ruszczynę 1420 m n.p.m. zakładamy bazę obok ruin schroniska PTT, które zostało wybudowane w 1938 r. przez Oddział Lwowski Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego według projektu inż. Tadeusza Soleckiego. Posiadało 16 łóżek, a maksymalnie mogło pomieścić 30 osób.
Na Ruszczynie dzielimy się na dwie grupy atakujące najwyższy szczyt Gorganów - Sywulę 1836 m n.p.m. W partii szczytowej występują rozległe rumowiska skalne (gorgan), kosówka utrudniająca przemieszczanie się i niżej łąki górskie. Na stokach Sywuli widoczne są ślady okopów z I wojny światowej. Z uwagi na piękną pogodę atak szczytu nie przysparza większych trudności. Wieczorem, już po zmroku, druga grupa wraca do obozu na Ruszczynie. Szybka kolacja w uciążliwym towarzystwie meszek i upragniony sen przed kolejnym dniem.
Dzień 3
Budzi nas poranek, równie piękny jak poprzedni lecz znacznie zimniejszy z uwagi na wysokość n.p.m. Pakowanie obozu przerywa zbiórka ukraińskich harcerzy nocujących nieopodal naszej bazy. Przyglądamy się ze zdumieniem grupie młodych ludzi ubranych w mundurki harcerskie.
Ruszamy w kierunku Przełęczy Legionów (Przełęcz Rogodze Wielkie) 1110 m n.p.m. Cały czas idziemy grzbietem wododziałowym Karpat Wschodnich, gdzie w okresie międzywojennym przebiegała granica polsko-czechosłowacka. Do dziś pozostały ślady tej granicy w postaci słupków z 1923 r. Słupki te są cenne jako obiekty historyczne, lecz również pomagają w orientacji w terenie. Niestety nieopodal głównego grzbietu na stokach z dużą ekspozycją prowadzone są zręby zupełne powodujące dewastację środowiska. Ciężki sprzęt dociera tam drogą z doliny Płajskiej (Zakarpacie) i w trakcie zrębów niszczy napotkane słupki graniczne.
W godzinach popołudniowych docieramy na Taupiszyrkę 1503 m n.p.m. skąd rozpościera się piękny widok na grzbiety Gorganów, a szczególnie na masyw Sywuli.
Z Taupiszyrki ruszamy ostrym zejściem w kierunku Przełęczy Legionów. Przedzieramy się przez gęstwinę kosodrzewiny powoli stąpając po rumoszach skalnych. Docieramy do przełęczy, robimy odpoczynek, nabieramy w źródle wody i przygotowujemy posiłek. Pogoda jak dotąd była łaskawa lecz nie wiemy, jak będzie dalej. Od strony północnej zaczęło się kotłować, niewinne dotąd cumulusy zaczęły się mocno rozbudowywać i usłyszeliśmy pierwsze wyładowania atmosferyczne. To był znak, że może przyjść burza.
Nie mogliśmy opuścić tak po prostu przełęczy Legionów. Jest to ważne miejsce związane z naszą historią.
W październiku 1914 roku legioniści 3pp. wybudowali przez tę przełęcz trasę pozwalającą na przeprowadzenie głównych sił uderzeniowych. Wkrótce po wybudowaniu trasa została nazwana Drogą Legionów, a przełęcz otrzymała urzędową nazwę Przełęcz Legionów. Na przełęczy znajduje się Krzyż Legionów, a w pobliżu - po zakarpackiej stronie - Cmentarz Legionów.
Na tablicy kamiennej pod krzyżem od polskiej strony widnieje napis:
"Młodzieży polska,
patrz na ten krzyż!
Legjony polskie
dźwignęły go wzwyż,
Przechodząc góry,
lasy i wały
Do Ciebie Polsko,
i dla twej chwały."
Z przełęczy legionów ruszamy w dół drogą legionistów. Chmury kotłowały się coraz bardziej, lecz uciekliśmy od burzy i deszczu. Wieczorem zmęczeni dotarliśmy do Rafajłowej, lecz to jeszcze nie był koniec dnia. Kolejnego dnia mieliśmy atakować Czarnohorę, więc jeszcze w nocy pojechaliśmy doliną Prutu, przez Jaremczę do Worchty, gdzie w późnych godzinach nocnych zatrzymaliśmy się na nocleg.
Dzień 4
W Worochcie jest sporo do zwiedzania. W samej miejscowości można znaleźć wiele wątków polskich.
Atrakcję stanowią 2 huculskie cerkwie, w tym jedna z XVII wieku oraz kamienny wiadukt kolejowy na Prucie z XIX wieku.
W 1928 r. Worochta została uznana za uzdrowisko posiadające charakter użyteczności publicznej.
W okresie międzywojennym miejscowość znajdowała się w granicach Polski (podobnie jak przed zaborami). Do lipca 1939 stanowiło garnizon macierzysty Batalionu KOP "Worochta". Od września 1939-1941 znalazło się pod okupacją sowiecką, a później od 1941-1944 pod okupacją niemiecką.
W Worochcie znajdowała się willa Kazimierza Bartla - polskiego polityka, profesora i rektora Politechniki Lwowskiej, premiera pięciu rządów Rzeczypospolitej, zamordowanego przez niemieckich okupantów za odmowę współpracy. Tutaj także przebywał na wielomiesięcznym leczeniu, chory na gruźlicę Jerzy Liebert - polski poeta okresu międzywojennego.
29 września 1944 została zajęta przez wojska radzieckie. W latach 1945-1991 Worochta znajdowały się w Ukraińskiej SRR. Po II wojnie światowej ważny ośrodek turystyczny oraz szkolenia radzieckich skoczków narciarskich.
Po obfitym śniadaniu ruszamy drogą biegnącą wzdłuż Prutu wyżej i wyżej. Wjeżdżamy do Karpackiego Parku Narodowego, gdzie na szlabanie wszyscy się rejestrujemy. Tam droga robi się już szutrowa i wije wysoko, aż do turbazy sportowej Zaroślak.
Schronisko PTT im. Henryka Hoffbauera pod Howerlą zwane także schroniskiem na Zaroślaku położone było na południowo-wschodnich stokach Koźmieskiej, 2,6 km na wschód od Howerli. Nazwę „Zaroślak” noszą północne zbocza tejże góry. Budynek wzniesiono na wysokości ok. 1250 m n.p.m., nad Prutczykiem Zaroślackim poniżej ujścia Prutczyka Koźmieskiego. Oba potoki dają początek Prutowi.
Obecnie turbaza nie przypomina schroniska lecz obiekt sportowy. Miejsce to nie jest zbyt urokliwe lecz strategiczne, ponieważ dojechaliśmy u podnóża Howerli 2061 m n.p.m. Około południa jesteśmy na Howerli - najwyższym szczycie Ukrainy. Mamy do przejścia całe pasmo, a czasu jedynie dwa dni.
Od Howerli ruszamy w kierunku południowo wschodnim. Napotykamy kolejne słupki graniczne, które przypominają nam o polskiej historii na tych ziemiach.
Grzbietami idzie się dobrze, piękne widoki skał i połonin rekompensują narastające zmęczenie i uciążliwość ciężkich plecaków. Wokół grani widzimy przewalające się ciężkie burzowe chmury, które dają lokalne ulewy w dolinach Prutu, Cisy czy Czeremoszu. W godzinach wieczornych w końcu i nas dopada załamanie pogody - wchodzimy w chmury. Docieramy do Stawu Brebeneskuł, położonego w kotle po wschodniej stronie szczytu Gutin Tomnatyk 2016 m n.p.m. Jest to najwyżej położone jezioro na Ukrainie i sięga 1801 m n.p.m. Tam zostajemy na nocleg.
Pogoda była łaskawa ale do czasu, bezpośrednio po rozbiciu namiotów rozpoczęła się ulewa. Chmury przewalały sie wokół skał, od czasu do czasu odsłaniając ściany kotła. Przed samą nocą jeszcze przestało chwilę padać i zaczęła się nocna burza. Wyładowania atmosferyczne skupiały się w głównej grani Czarnohory, my byliśmy jakieś 200 m niżej. Liczne błyski i grzmoty w przemakających namiotach sprawiały, że trudno było usnąć...
Dzień 5
Przestawiliśmy się na czas słoneczny i pobudka była jeszcze przed wchodem słońca. Przed nami była jeszcze do przejścia spora trasa a przemoczone rzeczy nie nastrajały do drogi. Mimo to ruszyliśmy dość szybko. Na grzbiecie pojawiało sie czasem słońce i wiał przyjemny wiatr, dlatego wszystko szybko schło. Naszym celem było zdobycie Popa Iwana - najdalej wysuniętego na południowy wschód dwutysięcznika Czarnohory o wysokości 2022 m n.p.m.
W godzinach popołudniowych dotarliśmy na szczyt Pop Iwana.
W okresie międzywojennym przez szczyt przechodziła granica polsko-czechosłowacka, a w okolicy dochodziło do wielu zbrojnych potyczek patroli polskiej straży granicznej z bojownikami Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, którzy po czechosłowackiej stronie granicy posiadali kryjówki i magazyny broni, zaopatrywane przez wywiad czechosłowacki, a później niemiecki.
Na szczycie staraniem rządu Rzeczypospolitej zbudowano w latach 1936-1938 Obserwatorium Astronomiczno-Meteorologiczne nazwane później potocznie "Białym Słoniem", obecnie w ruinie.
Duże odległości i jeszcze większe różnice wysokości sprawiały wrażenie, że zejście z Pop Iwana do Dzembroni nie miało końca. Jeszcze na grani skończyła nam się woda, przez co odwiedziliśmy źródło nieopodal Smotrca 1898 m n.p.m. tuż obok ruin schroniska AZS pod Smotrcem wybudowanego w latach w latach 1932-39. Było ono położone na wysokości około 1700 m n.p.m., co czyniło je najwyżej położonym schroniskiem w przedwojennej Polsce.
Na Smotrecu mogliśmy się jeszcze nacieszyć ostatnimi widokami grzbietu Czarnohory, bo poniżej były gęste stratusy, które skutecznie otulały doliny i niższe szczyty. Wieczorem zmęczeni zeszliśmy do Dzembroni.
Dzień 6
Ostatni dzień wyprawy to powrót do cywilizacji. Przejechaliśmy przez przełęcz Jabłonicką (Tatarską) 931 m n.p.m.
Przełęcz Jabłonicka rozdziela dolinę Cisy po stronie zakarpackiej od doliny Prutu po stronie galicyjskiej. Od najdawniejszych czasów wykorzystywana jako szlak handlowy znad Morza Czarnego na Węgry. Przed II wojną światową na przełęczy znajdowało się polskie schronisko turystyczne PTT.
19 września 1939 resztki 10 Brygady Kawalerii w sile ok. 1,5 tys. żołnierzy, z kilkoma tankietkami, wobec agresji ZSRR na Polskę – otrzymały rozkaz wycofania się na Węgry na czele z płk. dypl. Stanisławem Maczkiem, przekroczyły granicę węgierską na Przełęczy Tatarskiej, po czym zostały internowane.
Popołudnie spędziliśmy na zwiedzaniu Użhorodu, zwiedzając zabudowę starego miasta, skąd udaliśmy się na przejście graniczne ze Słowacją. W godzinach nocnych dotarliśmy do Polski.
W trakcie wyprawy pojawił się pomysł powrotu w ukraińskie Karpaty, udział i wsparciu organizacji Obchodów Jubileuszu 100-lecia walk Legionów Polskich w Karpatach Wschodnich 1914-2014. Obchody organizuje Towarzystwo Karpackie. Planowana jest w Rafajłowej (Bystryci) w październiku 2014 r. kilkudniowa sesja poświecona tej rocznicy, uroczyste złożenie wieńców przy krzyżach i pomnikach legionowych, a także rajd szlakami legionowymi z zakończeniem w Rafajłowej.
Pan Rektor profesor Grzegorz Przebinda zapowiedział, że uczelnia w ramach obchodzonego w przyszłym roku akademickim jubileuszu piętnastolecia istnienia zaangażuje się w Obchody Jubileuszu 100-lecia walk Legionów Polskich w Karpatach Wschodnich. Dodał też, że w przyszłym roku studenci kierunku Turystyka i rekreacja uczestniczyć będą w zajęciach terenowych w Karpatach Wschodnich, zorganizowana zostanie również wycieczka pracownicza w ukraińskie Gorgany.
(JW)